Jesteś tutaj: eduranking.pl > Artykuły

Fakty i mity o darmowej edukacji w Polsce

Dodano 28.01.2014

Blog Image

Dyskusja na temat stanu polskiej edukacji staje się ostatnimi laty coraz bardziej emocjonująca. Wszystkie kolejne reformy szkolnictwa były żywo komentowane w mediach, a wchodząca właśnie w fazę realizacji ustawa o szkole podstawowej dla sześciolatków z rozmaitych względów wywołuje burzliwe dyskusje. Najczęściej padają argumenty o podłożu emocjonalnym – posłanie sześciolatka do podstawówki to zabieranie dzieciństwa czy zapewnianie lepszego startu? Jeżeli już uporamy się z tym dylematem, pozostaje kwestia ekonomiczna – za przedszkole trzeba płacić, szkoła publiczna jest w Polsce darmowa. I tu warto przyjrzeć się bliżej wydatkom związanym z edukacją dziecka w państwowej szkole podstawowej.

Co roku na przełomie sierpnia i września okazuje się, że darmowość polskiej edukacji jest najczęściej obalanym mitem. Badania CBOS pokazują, że koszty ponoszone przez rodziców na początku roku szkolnego są z każdym rokiem wyższe. Inauguracja trwającego właśnie roku szkolnego wyniosła polskie rodziny średnio 1199 złotych (107% kwoty zeszłorocznej), a wydatki na jedno dziecko wyniosły przeciętnie 826 złotych (114% kwoty z ubiegłego roku). Na co wydajemy najwięcej? Jak łatwo się domyślić, tradycyjnie już najdroższe są podręczniki (średnio 382 złote), ubiór szkolny (w tym: strój galowy i sportowy, średnio 244 złote na jedno dziecko) oraz dodatkowe płatne zajęcia edukacyjne i sportowe.

Po wrześniowym rwaniu włosów z głowy dyskusje na temat wydatków szkolnych znacznie się wyciszają, jednak warto zauważyć, że liczne drobne kwoty wydawane na potrzeby edukacyjne w trakcie trwania roku szkolnego równie skutecznie zaprzeczają mitowi darmowej edukacji publicznej. Comiesięczne składki na klasowe (najczęściej wynoszące 10 do 20 złotych), darowizna na Radę Rodziców (jednorazowo od 50 do 100 złotych, często jednak przekazywana przez rodziców w ratach), opłaty za kino, teatr i wycieczki szkolne podliczone razem pozwalają na snucie zgoła odmiennych refleksji. Każda jednodniowa wycieczka wymagająca skorzystania z transportu autokarowego, zakładająca konieczność opłacenia wstępu do teatru lub muzeum to wydatek przekraczający 100 złotych (miejsce w autokarze na trasie nie przekraczającej 300 km dla jednego dziecka kosztuje ok 30-40 złotych w zależności od kursu przewoźnika, bilety wstępu – 20-40 złotych, konieczny jest także ciepły posiłek). Nic zatem dziwnego, że nauczyciele wycofują się z organizacji wycieczek kilkudniowych – najczęściej nie ma na nie chętnych, gdyż są za drogie.

Warto również dostrzec inne wydatki pojawiające się najczęściej niespodziewanie, z kilkudniowym zaledwie wyprzedzeniem – wyjście klasy do kina (12-16 złotych), teatru (12-40 złotych) lub koncert umuzykalniający (5-10 złotych). Rozmaite akcje charytatywne (np. kupno karmy dla zwierząt ze schroniska), które są oczywiście potrzebne i ważne dla procesu wychowawczego, również wiążą się z wyciąganiem zaskórniaków z portfeli rodziców. Wigilia klasowa, bal karnawałowy i andrzejki kojarzą się rodzicom dzieci w wieku szkolnym przede wszystkim z wieczornym pieczeniem ciasta i rachunkiem za składniki zapłaconym w markecie. A czy można odmówić dziecku?

Cała nadzieja w zmniejszeniu wydatków na podręczniki szkolne. Rząd zapowiada, że podręczniki dla sześciolatków będą darmowe, miejmy tylko nadzieję, że wydawnictwa edukacyjne będą mogły zaproponować tańsze niż obecnie rozwiązania na kolejnych etapach edukacji. Niestety, ceny książek dla klas 1-3 są bardzo wysokie w związku z tym, że wydawnictwa najczęściej łączą kilka pozycji (elementarz i kilka zeszytów ćwiczeń) w komplety, których nie da się rozdzielić, by zmniejszyć koszty. Podobną strategię przyjmują wydawnictwa oferujące podręczniki do języków obcych dla wszystkich etapów edukacyjnych – kolejne części książki do języka polskiego można odkupić w kilkumiesięcznych odstępach od starszych uczniów, natomiast język angielski kupujemy najczęściej nowy, od razu w całości za ponad 60 złotych. E-podręczniki na razie sprawy nie rozwiązują, gdyż są bardzo kosztowne, jednak już powstają cyfrowe szkoły, które wykupują dostęp do materiałów na tablety w abonamencie dla wszystkich uczniów, co pozwala na zredukowanie kosztów ponoszonych przez indywidualnych rodziców. Może tutaj należy upatrywać nadziei na tańszą szkołę powszechną?

Jak widać, dylematu szkoła czy przedszkole nie da się łatwo rozwiązać na poziomie ekonomicznym. Bezpłatna podstawówka kosztuje pracujących do 16 rodziców miesięcznie kilkadziesiąt złotych mniej niż przedszkole, ale nie oferuje darmowej opieki po godzinach lekcyjnych – za świetlicę też trzeba zapłacić. Pozostaje jedynie pogodzić się z paradoksem, że darmowa edukacja wiąże się z nieustannym ponoszeniem kosztów oraz szukać rozwiązań pozwalających na obniżenie tych kosztów.